czwartek, 31 marca 2016

Czy wiek ma znaczenie w nauce języka?

Jeden z czytelników bloga zamieścił komentarz takiej treści:

"[...] Próbuje nauczyć się angielskiego. Mam już 44 lata i ciężko mi się skupić, oraz przeraża mnie ilość materiału do nauki. Czy jestem wstanie to wszystko zapamiętać, a potem używać tego w rozmowie. Mam dużo podręczników : Angielski Assimil, Mówimy po Angielsku Szkutnika, Angielski dr Krzyżanowskiego, Angielski Dobrzycka, Angielski Redpoint, Instant English J.P. Sloana......... i od roku nie wiem z czego się uczyć ;-) oraz jaką metodę nauki przyjąć."

W gruncie rzeczy obiekcje zgłaszane przez naszego czytelnika są typowe. Spróbujmy się im przyjrzeć.

"Próbuje nauczyć się angielskiego."

Niestety przyjęcie tej taktyki nie będzie skuteczne. Pisałem o tym w artykule:
http://jezykwrok.blogspot.com/2014/11/nauka-jezyka-obcego-jest-jak-slizgawka.html

Zasadniczo chodzi, że nauka języka jest jak wchodzenie na wyślizganą górkę. Jeśli robimy to małymi kroczkami, wówczas buksujemy i nie udaje nam się pokonać wzniesienia. Jeśli wbiegamy z rozpędu, wówczas udaje nam się wbiec na szczyt.
Tak samo jest z nauką języka. Niezbędna jest determinacja. Niezbędna jest duża ilość czasu każdego dnia.

"Mam już 44 lata"

Istnieje faktycznie mit, że z powodu wieku tracimy zdolności do nauki języka obcego. Oczywiście wiek ma znaczenie w nauce języka obcego, ale nie ma tu prostej zależności, że zdolności przyswajania zmniejszają się wraz z upływającym czasem. Generalnie wygląda to tak:
- W wieku kilku lat (3-4) zatracamy zdolność naturalnej absorbcji języka. Po tym okresie już nie jesteśmy w stanie uczyć się tylko poprzez słuchanie. Musimy zrozumieć - ktoś musi nam wytłumaczyć. Potrzebujemy nauczyciela lub samouczka.
- W wieku około 10 lat wykształca się nasz aparat mowy. Po tym okresie już prawie całe życie będziemy mówić przynajmniej z lekkim akcentem.

I na to nie mamy wpływu. Natomiast jeśli chodzi o tempo nauki słownictwa, gramatyki, płynność w mówieniu, zdolność rozumienia ze słuchu, to oczywiście osoba dorosła uczy się szybciej niż dziecko. I wie to każdy, kto próbował odrabiać z dzieckiem lekcje.

"ciężko mi się skupić"

Jest to realny problem, który może być istotną przeszkodą w nauce. Niemożność skupienia się lub zwykłe lenistwo jest reakcją obronną naszego organizmu, aby nie angażować uwagi i zasobów biologicznych w rzeczy, które są nam niepotrzebne.
Podam przykład: największy nieuk w klasie, ktoś jadący na samych jedynkach i nie znający ani jednego słówka, na wakacjach poznał ładną Brytyjkę (podobno są takie). Nagle stał się prymusem w nauce języka angielskiego. Ot, co daje motywacja.
Inny przykład: ktoś, kto całe życie "zaczynał naukę angielskiego" nagle dostał propozycję awansu. Awans jest jednak uzależniony od tego, że w ciągu 6 miesięcy nauczy się komunikować po angielsku. Nagle ten zapracowany człowiek, który wiecznie zaczynał, znajduje 4 godziny dziennie na naukę i praktykę.

Niestety bez motywacji nie da się nauczyć języka. Jeśli nie możemy znaleźć czasu w trakcie dnia, jeśli jesteśmy zajęci i mamy tysiąc innych spraw, jeśli nie możemy się skupić na podręczniku, to... być może po prostu my tego języka do niczego nie potrzebujemy! To nie jest tak, że wszyscy muszą znać języki obce, to nie jest tak, że każdy musi biegle porozumiewać się po angielsku. Być może zamiast katować się angielskim, lepiej spędzić ten czas z rodziną - będzie więcej pożytku. A przecież i tak większość ludzi nigdy nie wykorzysta zdobytej wiedzy językowej. Więc po co?

No właśnie: po co? Od odpowiedzi na to pytanie tak naprawdę uzależnione jest to, czy odniesiemy sukces.

"przeraża mnie ilość materiału do nauki"

Bo bez wątpienia materiał jest ogromny, wręcz przytłaczający. W istocie nie można nauczyć się języka obcego. Sam studiowałem filologię obcą. Studia rozpocząłem znając już nieźle język. Podczas studiów poświęcałem do 10 godzin dziennie na naukę. A i tak nie mam poczucia, że znam ten język świetnie. Moja żona jest cudzoziemką mieszkającą w Polsce od 10 lat. Ciągle ma wątpliwości, ciągle nie czuje się swobodnie.

Powiem więcej, tak naprawdę nikt z nas nie zna do końca nawet swojego języka ojczystego. Musimy się z tym pogodzić, że języka uczymy się całe życie i nigdy, powtarzam, nigdy nie będziemy go znali perfekcyjnie. Opowieści o tym, że ktoś zna kilka języków biegle, można włożyć między bajki. Ogłoszenia o pracę, w których poszukują się osób z "doskonałą znajomością języka obcego" są pisane przez ćwierćinteligentów. Należy pamiętać, że umiejętność zamówienia pizzy to nie jest znajomość języka.

Skoro rzeczy tak się mają, musimy się pogodzić z tym, że języka możemy nauczyć się tylko w pewnym zakresie. W jakim? To zależy od naszych potrzeb. Być może wystarczy nam umiejętność przeglądania stron internetowych. Być może chodzi o spędzenie wakacji za granicą.

W każdym razie musimy stawiać sobie cele długoterminowe i krótkoterminowe. Celem długoterminowym może być nauczenie się 3000 słów i zwrotów. Inny cel długoterminowy to przeczytanie powieści Dickensa po angielsku. Jeszcze innym celem może być wycieczka do Londynu i umiejętność kupienia biletu na metro. Na pewno nie powinniśmy określać naszego celu jako "nauczenie się języka". Jest to cel zbyt odległy, zbyt mglisty. Nigdy nie będziemy też w stanie sprawdzić, czy osiągnęliśmy cel, nie będziemy mogli się z realizacji celu cieszyć.

Niezależnie od celów długoterminowych musimy wyznaczyć sobie cele krótkoterminowe. Np. do końca miesiąca nauczę się 100 nowych słówek. Albo: przez weekend przeczytam 5 stron jakiejś książki. Albo poznam dokładnie słownictwo, które jest niezbędne podczas wycieczki do Londynu z podręcznika ABC.

Dzięki takiemu podejściu będziemy cieszyć się każdym sukcesem, a nie demotywować bezładną masą materiału do ogarnięcia.

"Czy jestem wstanie to wszystko zapamiętać"

"To", to znaczy "co"? "Tego wszystkiego" zapamiętać się nie da. 100 słów z podręcznika Dobrzyckiej zapamiętać się da. Znów kłania się nam umiejętność wyznaczania sobie celów krótkoterminowych i długoterminowych.

"a potem używać tego w rozmowie"

Faktycznie jest taka tendencja w dydaktyce języków obcych, aby eksponować sprawność mówienia. Takie podejście "komunikacyjne" stoi w opozycji do podejścia z poprzednich stuleci, gdzie ważna była przede wszystkim umiejętność czytania.
Ale: nie będziecie umieli mówić, jeśli nie będziecie czytać. Mówienie to bardzo trudna sprawność i wymaga długich godzin nauki i ćwiczeń. Nie stresowałbym się nadmiernie tym, że nie potrafię nic powiedzieć. Zawsze rozpoczynam naukę języka od czytania, a nie od mówienia. I przez czytanie rozumiem przeczytanie 40 powieści, a nie urywku z gazety.
Proszę zauważyć, że dzieci zaczynają mówić "mama" po roku słuchania. Tak samo jest z ludźmi dorosłymi: najpierw słuchanie i czytanie, potem mówienie.

"Mam dużo podręczników [...] i od roku nie wiem z czego się uczyć "

Zacząłbym od Dobrzyckiej w połączeniu z Assimilem. Przynajmniej ja zawsze tak się uczę języka. W przypadku Dobrzyckiej - realizowałbym dwie lekcje na tydzień. Podręcznik zostanie ukończony po 6 miesiącach. Do kolejnej lekcji przechodziłbym nawet wówczas, gdy nie miałbym poczucia, że wszystko znam doskonale.
W przypadku Assimila, czytałbym i słuchał 1 lekcji przez dwa dni. Po 6 miesiącach skończyłbym obydwa samouczki. To daje około 3000 słów, co pozwala na czytanie prostych lektur.

wtorek, 29 marca 2016

Język w rok na własnej skórze: miesiąc 3 - lektury uproszczone

W trzecim miesiącu nauki języka poczułem się na siłach, aby rozpocząć czytanie książek. O konieczności czytania w nauce języka pisałem więcej tutaj:

O co chodzi z tym czytaniem?

W chwili obecnej będą to jeszcze lektury uproszczone, aby uniknąć wypisywania ogromu słówek. Jako pierwszą wybrałem lekturę na poziomie A1: Giovanni Boccaccio, Decameron.

http://www.ettoi.pl/jezyk-wloski-lektury-i-lekturki-letture-graduate-eli-giovani-a1-b1-c-2_86_212/decameron-novelle-scelte-cd-audio-p-4680

Jestem dość zadowolony. Nigdy nie miałem okazji przeczytania Decamerona, a dzięki tej lekturze zapoznam się z zarysem treści. Jest ona niejako streszczeniem.
Lektura uproszczona na poziomie A1 wymaga znajomości 600 słówek. Muszę powiedzieć, że czytam ją bez problemu, sprawdzając tylko od czasu do czasu jakieś nieznajome słówko. Po przerobieniu lektury, przesłucham dołączoną do niej płytę.

W czasie czytania korzystam ze słownika "Uniwersalny słownik włosko-polski" wydawnictwa Rea. Atutem słownika jest to, że został oparty na renomowanym słowniku włoskim "Lo Zingarelli minore". Dodatkowo format słownika jest bardzo poręczny. Jest to opasły słownik, ale dobrze leży w dłoni. Można po niego sięgnąć jedną ręką. Dzięki temu dobrze się korzysta podczas czytania. Nie cierpię słowników dwutomowych, jak również takich, których nie da się utrzymać w dłoni. Z tym nie ma takich problemów. Póki co ten słownik jest za duży jak na moje możliwości, ale postanowiłem od razu kupić duży słownik, ponieważ nie chciałem wydawać pieniędzy dwa razy. Zapłaciłem raz a dobrze i mam słownik na lata, a nie tylko na początek nauki:

http://www.rea-sj.pl/uniwersalny-slownik-wlosko-polski/330/

Jestem bardzo zadowolony z formatu i jakości wykonania tego słownika. Nie potrafię go jeszcze ocenić od strony merytorycznej. Opinie znalezione w Internecie są bardzo pozytywne. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Nie katuję się czytaniem. Zacząłem z wolna. Dziennie czytam zaledwie stronę. Kiedy uporam się z lekturą na poziomie A1, przystąpię do lektury na poziomie A2, potem B1. I tak, zgodnie z założeniem eksperymentu, od 1 stycznia 2017 roku chciałbym już umieć czytać lektury w oryginale z niewielką pomocą słownika.